Lato kojarzy mi się od zawsze w beztroskim dzieciństwem, kiedy ganiało się w wakacje do późna zalatując na chwilę tylko do domu na szybką kanapkę. Hitem mojej babci, która zarobionym dzieciakom zawsze dawała był chleb z cukrem skropiony odrobiną wody. Jak to smakowało! Mogły się chować parówki czy inne temu takie.
Obiad letni to zwykle młode ziemniaki ze zsiadłym mlekiem. Głęboko w pamięci tkwią lody w papierku, którego smaku nigdy nie zapomnę. Absolutnym rarytasem było ptasie mleczko, delicje i krówki-ciągutki. Odkąd stałam się „dorosła” szukałam smaku tych ostatnich i paradoksalnie najlepsze były te z gadżetów reklamowych – krówki z logo firmowym. Trochę rozczarowujące, ale jednocześnie budujące. Budujące bo są, rozczarowujące, bo trzeba szukać po firmowych recepcjach…
Myślałam ostatnio, że powinny być takie sklepy z dawnymi smakami i krówki powinny być tam zawsze w świeżej dostawie, w małych ilościach, żeby nie stwardniały. Takie cukierki to świetny sposób na przełamanie lodów – kto się uśmieje z „zaklejonego” rozmówcy, może być idealnym, drobiazgiem dla gości weselnych – krówki ślubne łączą młodych na całe życie! Doskonałe hasło przewodnie dla weselnego przyjęcia. Lody w papierku natomiast mogą być uwiecznieniem każdego letniego przyjęcia urodzinowego – zamrożenie wieku…. Tak czy owak smaków ciągle poszukuję, myślę, że nie ja jedna. Pamiętam, ze moja babcia zawsze mówiła – takich wędlin jak przed wojną to już nie ma. Pokolenia się zmieniają, technologie rozwijają, a wszystko co za młodu poznane zostaje w pamięci trwale.